Moje podróże z reumatoidalnym zapaleniem stawów
Mam 57 lat, jestem już zdecydowanie za stary na tego typu wybryki i z trudem chodzę bez swojej laski, ale jeszcze mnie nie pokonano. Zadziwiające, jak łatwo jest podróżować z kilkoma strzykawkami i skrzynką narkotyków. Potrzebujesz tylko odrobiny stanowczości i determinacji, a świat stanie przed tobą otworem.
Po raz pierwszy zdiagnozowano u mnie RZS 24 lata temu. Pamiętam, że podczas rozmowy dotyczącej diagnozy mój lekarz patrzył na mnie bardzo zaniepokojony i nieco niezręczny. Nie był to jakiś wielki moment C, ale najwyraźniej poczuł się bardzo niekomfortowo z tą wiadomością.
Podziękowałem mu i zapytałem co dalej, gdzie jest lekarstwo? „Żadnych skutecznych rozwiązań” – oznajmił – „ale zapewnimy ci całe wsparcie, jakiego potrzebujesz”. Z tą zachętą wyszedłem, nie wiedząc, w jaką podróż się wyruszam. Niedawno wyszłam za mąż, prowadziłam własną firmę i miałam sztywną kostkę. Było się czym martwić?
Mój stan szybko się pogorszył i rozpocząłem terapię lekami przeciwbólowymi i sterydami. Wszystko było trochę niezdarne i szybko zdałem sobie sprawę, że RA i ja musimy dojść do porozumienia i to na moich warunkach. Nowe leki, które szybko stawały się dostępne, miały być tylko częścią rozwiązania.
Wczesne TNF zrobiły ogromną różnicę, ale nadal czułem się zakładnikiem choroby, która nie miała prawa przejąć kontroli nad moim życiem. Potrzebowałem odrobiny fizjologicznej wojny z bestią (RZS).
Nigdy nie byłem typem osoby, która chodziła pobiegać; Wolałem wziąć taksówkę, ale zdecydowałem się zająć się jazdą konną z żoną. Ćwiczenia z końmi innych ludzi zadziałały jako antidotum na moją chorobę i udowodniły mi, że mogę być aktywny, chociaż koń jest najbardziej aktywny. Jedno doprowadziło do drugiego i w tym momencie mieliśmy już dwie urocze córki, które w pewnym sensie także jeździły konno.
Podróżowaliśmy z rodziną do kilku ciekawych miejsc, ale gdy mój stan się pogorszył, pomysł chodzenia na wakacjach stał się nie do utrzymania. Wzrosła moja żądza rodzinnych przygód i nie zamierzałem bić zesztywniałymi i opuchniętymi stawami. Pomysł, żebyśmy mogli podróżować konno do odległych miejsc, zakorzenił się i rozpoczęliśmy wiele przygód w Europie Wschodniej, jeżdżąc na lokalnych koniach przez pasma górskie. Najpierw były Karpaty, potem Bałkany, Kaukaz i wreszcie Himalaje. Dzięki transportowi konnemu mogłem podróżować z rodziną do fascynujących miejsc i poznawać odległe społeczności, jednocześnie pokonując potencjalne ograniczenia RZS.
Te podróże nie były pozbawione atrakcji. Jadąc po Gruzji podczas wojny z Rosją w 2008 roku, znaleźliśmy się w strefie działań wojennych. W 2009 roku złapałem w Chinach chorobę legionistów, co okazało się interesujące. Kilka trudnych chwil, ale wszystkie napędzane moją determinacją, aby nie dać się pokonać RZS i żyć pełnią życia.
Tego lata moja żona i ja po raz kolejny pojechaliśmy do Gruzji w pobliżu granicy z Czeczenią. Pojechaliśmy w góry, aby zatrzymać się u pasterzy azerbejdżańskich i dowiedzieć się, jak robią owczy ser. Zadanie to zostało wcześniej pominięte przez tłumacza z południowej Ukrainy, który pomylił krowy z owcami!
Mam 57 lat, jestem już zdecydowanie za stary na tego typu wybryki i z trudem chodzę bez swojej laski, ale jeszcze mnie nie pokonano. Zadziwiające, jak łatwo jest podróżować z kilkoma strzykawkami i skrzynką narkotyków. Potrzebujesz tylko odrobiny stanowczości i determinacji, a świat stanie przed tobą otworem. Dla mnie RA było katalizatorem przygód z moją rodziną, wprowadzając całą masę nieprawdopodobnych spotkań z wodzami plemiennymi pokornym pasterzom na zboczu góry. Siła pozytywnego myślenia sprawiła, że RA zna swoje miejsce i dzięki temu mogę czerpać z życia jak najwięcej, pomimo odrobiny bólu po drodze.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o naszych rodzinnych przygodach, skorzystaj z linków do wielu blogów, które napisałem na temat niektórych naszych miejsc docelowych. Nie wszystkie nasze podróże zostały udokumentowane, ale możesz zainspirować się do zrobienia czegoś podobnego, pomimo RZS.
http://travelsintusheti.blogspot.co.uk